Archiwum listopad 2004


lis 05 2004 ...
Komentarze: 0

Nie byłabym sobą jakbym czegoś tu nie naskrobała...

Ale serialnie brak mi weny... To jakoś odeszło strasznie daleko... i nie wraca... dziwne... bo był czas kiedy notki pojawiały się nawet dwa razy dziennie... no cóż... chyba się wypaliłam...

jakże cudne były "laleczne" czasy wokulskiego i panny izabeli... kiedy przez szereg lekcji byłam pytana o to samo... z tego świetnego okresu na pamiątkę jeszcze w dzienniku stoją jak malowane trzy wielkie kropy... na ten widok aż łezka się kręci w oku... a teraz słyszę tylko: "genowefa iksińska, a nie, ty nie możesz mówić... to może wtedy wincenty jarząbek... " no i tak tracę, jedyne w swoim rodzaju okazje, możliwości dyskusji na jakże porywające tematy w stylu: co poeta miał na myśli?, albo... czy czujesz się jak kamień?, albo dość modne ostatnimi czasy, dywagacje na temat egzystencjalnej natury człowieka... heh... ile by tu nowych kropek można załapać... a jakie cudne monologi na "temat" [niekoniecznie akurat zadany... - tematów jest wszak mnóstwo...] można by wygłosić... usta aż same swą się do mówienia... no i masz ci skrzywiony los akurat jak się chce, to się nie da... to musi być chyba ściśle powiązane z dżunglizmem [albo jak kto woli junglizmem], jaki panuje w naszym azjatyckim kraju... podobno to jedyna rzecz egzotyczna jaką mamy... heh... ja bym w tym momencie dyskutowała [hehe]... no bo czy my na ten przykład nie mamy bananów, albo takiego olisabebe?... przeca to żywy egzotyzm nadwiślański jak malowany... no ale wróćmy do tego ustroju społeczno- polityczno- ekonomicznego, a raczej sposobu na życie najzwyklejszej w świecie [a raczej naszym azjatyckim kraju] jednostki dotkniętej dżunglizmem... hmm... ciekawe czy w takim wypadku można mówić o jakiejkolwiek zdrowej tkance polskiego społeczeństwa... nie można przy tym zapominać o nieodłącznym wpływie wisły i wiatrów znad morza... tzw. bryzy, która zmieniając kierunek w dzień i w nocy ma ogromny wpływ na przeciętny wskaźnik zdrad małżeńskich... szacuje się iż w niewielkich miastach nadmorskich i przyrzecznych kształtuje się na zaskakująco niskim poziomie... czyżby wilgoć miała tak ogromny wpływ na rewolucję seksualną w kraju dotkniętym dżunglizmem? odpowiedź nasuwa się sama... dżunglizm sam w sobie jest zjawiskiem powrotu do korzeni... a na prawidłowy wzrost korzeni, jak wiadomo, nieoceniony wpływ ma właśnie woda... ona kształtuje zdrowe korzenie, a te zdrowe korzenie tworzą najzdrowszą w świecie tkankę naszego azjatyckiego społeczeństwa... wniosek nasuwa się sam... dżunglizm nie jest zły sam w sobie... jest jednak nieprzewidywalny... tak jak te korzenie, które przecież mogą okazać się marchewką i jakiś taki sobie na ten przykład kicak [dla niewtajemniczonych rozchodzi się o coś w stylu zająca lub królika] może najzwyczajniej w świecie [tutaj konkretnie azjatyckim nadwiślańskim regionie tego świata] je wszamać [znaczy się skonsumować]... no i wtedy już nie będzie tych korzeni... nie będzie więc można już nic powiedzieć o ich zdrowiu... tak jak nic nie można właściwie powiedzieć o naszym pielęgnowanym od wieków wczesnego feudalizmu [trwającego zresztą z drobnymi przekształceniami do dzisiaj] dżungliźmie... czyżby jakiś temat tabu?

p.s. godzina jest dość późna... z tego względu ja-autor nie ponoszę kompletnie żadnej odpowiedzialności za treść prezentowanego artykułu... zbieżność osób, zdarzeń, zjawisk i sformułowań całkowicie przypadkowa...

ramzesik : :