Archiwum luty 2004


lut 27 2004 ...BRAK WENY...
Komentarze: 2

Puki co wena opuścila mnie calkowicie... Więc kolejne wznowienie... Ale obiecuję, że już niedlugo coś będzie nowego...

ŻYCIE PO ŻYCIU

Jest to temat interesujący zarówno z punktu widzenia etyki, religii jak i nauki i medycyny. Wielu lekarzy i naukowców zastanawia się nad faktem czy rzeczywiście umysł ludzki i ciało człowieka jest w pełni zdolne do życia po jego fizycznej śmierci. Ludzie od wieków szukają odpowiedzi na trudne pytania. Jednak w życiu nie chodzi o to. Problem w tym, żeby ludzie chcieli żyć. Żeby umieli godnie umierać i nie mieć za złe, że nie zrobili czegoś na co jest za późno, a mieli ochotę zrobić. Sprawa jest prosta. Żyć sercem, umysłem, sobą. Być po prostu kimś. Ale jak to zrobić? Nie da się przecież powiedzieć “chcę żyć” i już sprawa załatwiona. Na początku trzeba uznać, że samemu się tego nie dokona. A wtedy trzeba poszukać kogoś kto nam to umożliwi. Wtedy możemy pomyśleć o szczęściu, o radosnym, pełnym miłości życiu. Ale tego trzeba chcieć. Nie ważne, że jest trudno. Trzeba pamiętać, że życie nie jest nam dane od tak. To największy i najlepszy dar. Niezależnie od tego czy go chcemy czy nie, naszym obowiązkiem jest go pielęgnować. Potrzebą życia jest jego uznanie, wiara w jego powodzenie i wierność mu. Bezgraniczna ufność. To nie jedyny jednak problem życia. Jego drugim problemem jest śmierć. To jakoby życie bez życia lub życie po życiu. To swoisty akt oddania cennego prezentu. To rozstanie z czymś wspaniałym, znakomitym, danym jeden raz. To oddanie kredytu zaufania. To poszanowanie, wyznanie. To umożliwienie życia komuś innemu. To wycofanie się ze świata okrutnego, pełnego cierpienia, do świata cudownego, jedynego, znakomitego. To dopiero tamten świat jest światem żyjących. Światem życia. Tam nie ma śmierci. Jest jedynie pełne, wielkie, nieskończone obcowanie duszy z duszą, uczucia z uczuciem. Ale aby tam żyć tu trzeba umrzeć. Aby umrzeć trzeba żyć. Trzeba żyć pełnią życia, zasłużyć na śmierć, aby zasłużyć na życie. Aby zdać egzamin z życia, ze świata ze śmierci. Aby znowu żyć.

ramzesik : :
lut 25 2004 ...REGUŁY DO STOSOWANIA...
Komentarze: 4

Dzisiaj miałam napisać coś całkiem innego... Ale ten temacik sam się nasunął... Dzięki Puszku...

To jest do was faceci... Taki mały przewodnik, czy coś... Macie się do tego stosować...

A więc na początek... Dlaczego wy nosicie te cholerne, szerokie, brzydkie, opuszczone do kolan spodnie... To nie wygląda ładnie i pociągająco jak widzi się wasze slipy lub bokserki... Ja rozumiem... Macie problem z dobieraniem rozmiarów... Ale w sklepach można rzeczy przymierzać zanim je się kupi... Tak więc od dzisiaj mierzymy wszystko przed kupnem... Oki?? Przymierzajcie też buty... Nie kupujcie o trzy rozmiary za dużych... Ja wiem... Wy nie lubicie chodzić po sklepach... Ale jak nie wiecie jakie buty kupić to zdajcie się na sprzedawczynię [kobietę!]... A propos butów... Zawiązujcie sznurówki... Nie zawiązane czerwone sznurówki w białych butach nie wyglądają dobrze... Postarajcie się trafniej dobierać kolory... Ja rozumiem daltonizm i te sprawy... Ale na litość boską... Czerwony nigdy nie będzie pasować do żółtego i zielonego... I nigdy, przenigdy nie zakładajcie na siebie więcej niż trzech kolorów... Błagam... Nauczcie się też, że T-shirt nie pasuje do wszystkiego... Niekiedy wypada założyć koszulę... Nie wymagam już krawata... Dresy są dobre na w-f... Nie myślcie, że wyglądacie w nich ładnie i luzacko... Jeśli chodzi o w-f to postarajcie się wyjmować koszulkę ze spodenek... Błagam... Od dzisiaj koszulki wkładajcie w spodenki dopiero na sali... Spodnie dresowe nigdy nie będą grały z marynarką... Do marynarki spodnie na kant... Błagam... Jeansy też nie pasują... I jeszcze raz buty... Mój Boże... Jakie wy macie problemy z tymi butami... Do dresów adidasy... Nigdy więcej glanów i eleganckich butów do dresów... Do jeansów obojętnie co tam macie... A do garnituru tylko wypastowane półbuty lub jak kto woli pantofle [ale błagam nie lakierki-one dawno wyszły z mody]... Zimą nigdy nie zakładajcie sandałów... Latem schowajcie trepy i glany... Zawsze prasujcie spodnie... Ja wiem to trudne... Żelazko jest bardzo niebezpieczne... I wiem, że do tej pory nie wiedzieliście... Ale ja wam przyrzekam... Te zagięcia na nogawkach !da się! wyprasować... Naprawdę... Zwracajcie uwagę na swoją garderobę... Wyciągnięte i zbyt szerokie swetry nie są ładne... Pamiętajcie, że kolor skarpetek jest niezwykle ważny... Nigdy więcej białych skarpetek do czarnych spodni... Do czarnego tylko czarne... Musicie też wiedzieć, że nie zawsze my chcemy oglądać wasze nogi... Ja wiem... Gorąc i te sprawy... Ale czasami nie wypada ubierać krótkich spodenek... Krótkie spodenki tylko na plażę lub do jazdy na rowerze... Do kina z dziewczyną ubierzcie spodnie z długimi nogawkami... Tak samo do szkoły... Gdy nie macie rozwiniętych mięśni postarajcie się nie rozbierać... Ja rozumiem niekiedy jest bardzo ciepło... Ale istnieją koszulki na ramiączkach... Podobnie jak jesteście nieopaleni... Nie pokazujcie tej bladości ludziom... Pomyślą, że jesteście chorzy...

Myślę, że to tyle o ubraniach... Jak mi coś przyjdzie do głowy to dopiszę... Albo może macie coś do dodania...

Teraz z innej beczki... Nie myślcie, że te wasze kozie bródki ładnie się prezentują... To wam nie zawsze pasuje... Nie każdemu... Nigdy nie zapuszczajcie sobie kilkudniowego zarostu... Szczególnie gdy go prawie nie macie... To wygląda jakbyście się nie myli, a nie-tak jak sądzicie-doroślej... Nie każdemu z was jest do twarzy w wąsach... Uważnie słuchajcie opinii... Niekiedy lepiej je zgolić... Postarajcie się też poradzić fryzjera czy aby na pewno będzie wam pasować łysina... Niekiedy ogolenie na kolano nie jest najlepszym rozwiązaniem... Pamiętajcie... Nigdy zbyt dużo żelu... Wasze włosy też muszą odpocząć... I na litość boską... Postarajcie się o jakąś normalną fryzurę... Te włosy a la igły to lekka przesada... Zastanówcie się dwa razy zanim podejmiecie decyzję o farbowaniu waszych włosów... Blond jeszcze można znieść... Ale skąd wam się biorą te rude, pomarańczowe, fioletowe, niebieskie i inne takie kolory...

To chyba tyle o waszym owłosieniu...

No i jeszcze kilka ważnych i niezbędnych zasad... Ale sądzę, że o tych nie muszę przypominać...

Mycie nigdy nie szkodzi... Wbrew powiedzeniu nie skróci wam życia i nie zetrze skóry... Jak macie problemy żołądkowe lub inne to stosujcie miętową gumę do żucia albo cokolwiek innego byle wasz oddech był zbliżony do świeżego... Wierzcie mi... Niema nic gorszego... Dezodoranty są też w sztyfcie i kulce... Te nie zawierają freonu... Możecie dbać o środowisko i nie powiększać dziury ozonowej, a jednocześnie ładnie pachnieć...

Dobra... To tyle... Zastosujcie się, a będzie oki...

Aha... Tak Q woli ścisłości to ja nie jestem FEMINISTKĄ... Rozumiecie... Nie jestem...

ramzesik : :
lut 23 2004 ...DZIEŃ Z ŻYCIA ŚWIRA, CZYLI JAK TO JEST...
Komentarze: 0

To jest kolejne wznowienie starego tematu... Ale jako, że zamierzam naskrobać kolejną część tego czegoś, no to zamieszczam ten staroć...

No i ten temat wreszcie padł... Wzbraniałam się przed pisaniem o szkole, bo czy to interesujący temat... Ale doszłam do wniosku, że jednak warto poświęcić mu kilka setnych sekundy uwagi... Więc jest...

Moja szkoła to słynne małomiasteczkowe liceum... Można by się sprzeczać czy dobre czy złe... Jedno jest pewne... Gdy do niego trafisz, to nie wyjdziesz już taki sam jak wszedłeś [i nie powiem, że jest to panegiryczne]... Tutaj wszystko jest inne albo po prostu bardziej uwydatnione... To na co zwraca się uwagę po przestąpieniu progu i otworzeniu jakże ciężkich drzwi to wielkie schody i... ochroniarz na ich szczycie... Tak ten człek w czerni to niemal wizytówka tej placówki oświatowej... Co o nim można powiedzieć? Że jest bardzo przejęty swoimi obowiązkami, nikomu nie przepuści, nie ustępuje nawet nauczycielom [jedynie dyrektor może wchodzić bez identyfikatora – choć również jest bacznie obserwowany czy przypadkiem nie przemyca niebezpiecznego narzędzia lub nie daj Boże białego proszku w sakiewce zawieszonej na szyi]... Jest to po prostu służbista, co tu dużo mówić, nadgorliwy do tego... Kolejnym aspektem który jest kojarzony z Żeromem jest zimno... Tak, tutaj panuje przenikliwy chłód... Jak to powiedział jeden z moich kolegów, “palili w październiku jak było ciepło, a teraz jak są mrozy to przestali, no bo po co palić? Przecież jak włączą w środę to wyłączają w piątek”... To czy jest sens... Niby nie ma... [i tu osobista dygresja: ogrzewanie można by zostawiać włączone przez cały tydzień – wiem to marzenia nie do spełnienia, ale niedługo, jak tak dalej pójdzie to na dworze będzie cieplej niż w gmachu... Lekcje wtedy można by przenieść na boisko to wtedy to już całkiem tanio wyjdzie, co nie?]... No i trzecia sprawa, ważna zapewne też to oczywiście Królowa Nauk wręcz utożsamiana z moim właśnie liceum... No, do tego dwaj panowie matematycy i ich słynne książeczki zwane zbiorkami zadań [jak to jeden z wymienionych nauczycieli kiedyś powiedział, że owe woluminy są ciekawsze od krzyżówek – można by się kłócić ale przecież nauczyciel ma zawsze rację]... Inną cechą charakterystyczną owego liceum są inni nauczyciele no i oczywiście nauki przez nich uczone... Takie np. PO i pan przybyły zza wschodniej granicy wieki temu, snujący na każdej lekcji historie o baciarach, wojnie i wyrażeniach stosowanych obecnie przez młodzież... Człek ten twierdzi, że o uczniach może powiedzieć wszystko, ale nie to, że są głupi [no i w tym się z panem Wiechem zgodzę oczywiście]... Kolejnymi ciekawymi zajęciami są niewątpliwie biologia i fizyka... Wymieniłam je razem gdyż są one w pewnym stopniu podobne... Gdy jesteś na lekcji to słuchasz “interesującego” wykładu głoszonego do tablicy w formie niezwykle usypiającego monologu, a gdy wychodzisz to zdajesz sobie sprawę, że i tak nic nie “kumasz”. Potem udajesz się np. na taką informatykę, której tematy zajęć “rozbudowane” w formie “ponad program” po prostu są “wybitnie” rozwijające i kształcące... Nie napiszę zbyt wiele o mowie ojczystej, bo po prostu szkoda słów [naszej pani E. również często ich brakuje więc chyba nie jest tak źle]... Dodam teraz może cosik o religii... To przedmiot bardzo, że tak się wyrażę, neutralny i zachowujący wszelkie przymioty nie grającego na nerwach... Ksiądz, który niekiedy się na nim pojawia [ze spóźnieniem oczywiście, no bo czas jest przecież nieskończony] również nikomu na nerwach raczej nie gra...

c.d.n. lub jak kto woli c.n.d. [oczywiście cytacik z Królowej Nauk]

ramzesik : :
lut 19 2004 ...ACH TEN ŚWIAT...
Komentarze: 5

Świat jest w pełni psychiczny... Kiedyś rozmawiałam z koleżanką na gadu... Było to już po północy... I miałyśmy mały [właściwie to całkiem maleńki] problemik... Całkowicie pomieszał się nam czas... No bo np. kiedy miałyśmy na myśli dzień [czas po nocy, w czasie której gadałyśmy] to trzeba było już mówić, że to będzie “dzisiaj”... Fajnie brzmiało takie np. pożegnanie: “No to do dzisiaj”... Doszłam do wniosku, że czas nie płynie tak jak się powszechnie wydaje... Normalnie to byłam przekonana [niemal jak o tym jak mam na imię], że najpierw jest dzień, a potem następuje noc... Ale to się okazało [po głębokim zastanowieniu-mój mózg to dopiero się napracował], że jest całkiem odwrotnie... Najpierw mamy noc... a dopiero po niej jest dzień... [niby mała rzecz, a cieszy]... To było moje pierwsze dorosłe odkrycie [było to kilka dni po moich osiemnastych urodzinach]...

Te rozmyślania nad czasem [a właściwie tunelem czasoprzestrzennym i upływie czasu] to chyba zły znak... Obawiam się, że wywołały jakieś przebłyski innej świadomości, rozdwojenie jaźni, albo coś jeszcze innego... sama nie wiem... hmmmmm... [dobra koniec żartów]...

Teraz na poważnie... Gdy już jestem taka stara... [tak... muszę zacząć poważnie myśleć o emeryturze... no i miejscu na cmentarzu...] wiem, że młodość nigdy nie trwa wiecznie... Mam nadzieję, że bycie młodym duchem mi wystarczy... [a jak nie wystarczy to co wtedy??]...

ramzesik : :
lut 17 2004 ...PORÓWNANIE...
Komentarze: 4

Postanowiłam napisać notkę... Ale sama nie wiem co mam naskrobać... Nic mi się nie chce...

Już nawet nie potrafię powiedzieć czy dla relaksu, czy może dla załapania doła włączyłam sobie If You Think It’s Over, To Be With You, Love To Love You, Love Is Love, no i takie np. Ti Amo albo Chanson D’Amour.

A tak na poważnie to już przeczytałam [w rekordowym zresztą tempie] Szalone życie Rudolfa... I chyba muszę powiedzieć, że nastawiło mnie to optymistyczniej do życia... Teraz wiem, że są ludzie, którzy mają gorzej ode mnie... Tzn. to wiedziałam już wcześniej... Ale teraz wiem, że można mieć w życiu tragicznie... Chora psychicznie matka [psychoterapeutka zresztą], rąbnięty ojciec [późniejszy dyrektor szkoły tytułowego bohatera], spragniona seksu, bogatego amanta i życiowej przygody babcia [opowieści o jej życiu to istna kopalnia wiedzy jaką mogłaby wykorzystać taka np. Wisłocka w swojej Sztuce kochania], bratanek-Gonzo [to imię mówi samo za siebie], który nadawałby się do filmu Omen, no i przyjaciółka [w teorii] Elka, aha do tego jeszcze szatański pies... Już samo to może być wystarczające do tego aby popełnić rytualne harakiri albo skorzystać z usług płatnego mordercy [samobójstwo jest zbyt proste]... Nasz bohater szuka pomocy w sex shopie, sekcie Moona, gabinecie ortodontycznym i czytaniu poradników matki... Ale liczyć może tylko na siebie...

Pocieszające jest to, że jemu się udaje [tak mi się wydaje-z kontekstu]... Więc każdemu innemu też się uda...

Ale u mnie nie jest aż tak ciekawie... Moja mama nie jest psychologiem... Tata nie ma aspiracji zostania dyrektorem [nigdy nie miał zapędów przywódczych, a tym bardziej absolutystycznych], nie mam bratanka... A mój brat jest porządny aż do bólu... Przyjaciół mam zarówno w teorii jak i praktyce [z tego akurat bardzo się cieszę]... No i mój pies nie jest szatański-on chyba z szatańskich rzeczy to ma jedynie apetyt [a najlepiej się czuje gdy spokojnie sobie śpi]... Tak więc wszystko przemawia za tym, że moja rodzina jest normalna [hahaha]... Ale normalni to na 100% nie są moi sąsiedzi... Jednemu np. to przeszkadza cień rzucany przez mój dom [muszę uważać, kiedyś mogę wrócić do domu, a on będzie zburzony]... No i to, że trawa jest posiana do samego płotu [ale nie mam zamiaru wyrywać skrawka darni szerokości centymetra aby mu ulżyć-a niech się chłop wkurza]... Kiedyś w przypływie szaleńczo dobrego humoru [tak mi się zdawało] zagadnął mnie jak grałam sobie w piłkę i chciał poczęstować [albo raczej otruć] jabłkami [idiota-nie wie, że ja nie jem jabłek?]... Jedna z sąsiadek co roku maluje kamienie na niebiesko [żeby to chociaż jakiś ładny odcień był]... A w okresie świąt Bożego Narodzenia wiesza światełka na jarzębinie... Palące się mają kształt krzyża [to się nazywa religijność i artyzm zarazem]... Inny z sąsiadów ma konia... i sobie nim często jeździ [to jest podobno miasto!]... No a do jednej z córek sąsiadów przyjeżdża chłopak [tzn. właściwie facet-starszy o jakieś na oko 20 lat] i wytrąbuje klaksonem serenadę zamiast kulturalnie zadzwonić do drzwi... Oczywiście ci wszyscy sąsiedzi i sąsiadki [przedwojenne roczniki] całymi dniami wiszą na parapetach okiennych i z zacięciem obserwują... Normalnie jak KGB... Fajny jest taki rytuał układania się przed oknem... To wygląda mniej więcej tak: najpierw odsłaniają firanę, potem myją okno, wycierają do sucha, myją parapet, wycierają do sucha, kładą na parapecie poduszkę [albo całą pościel], biorą kubek [zamiennie filiżankę lub szklankę] i tak zwalają swoje ciała trzymając ręce za oknem [i tak codziennie]... To jest naprawdę komiczne jak tak wychodzisz z domu i widzisz na około we wszystkich oknach ten sam widok [jak klony], a potem jak wracasz jest identycznie [czy oni w ogóle kiedykolwiek jedzą]... Ale jedno jest fajne u moich sąsiadów, nie są oni przeciętni... Dzięki jednej sąsiadce mam bar za oknem, a wieczorami prawdziwe pokazy karaoke, boksu, interwencji różnych służb idt... Normalnie darmowa rozrywka... Nawet telewizora i radia nie trzeba włączać... Wystarczy otworzyć okno... Tak więc mam może bardziej normalnie w życiu niż Rudolf, ale na pewno nie mniej ciekawie...

Sorki za dlugość...

ramzesik : :