Archiwum listopad 2008


lis 23 2008 ...ZIMA...
Komentarze: 0

Przyszła nagle, niespodziewanie… niczym zaraza której nikt nie chciał, a musiał stanąć do walki i się z nią zmierzyć… jak gangrena, zaatakowała znienacka najbardziej czułe punkty naszego kraju, który niczym chory organizm ludzki począł w jednej chwili obumierać… zima, bo o niej mowa, zaskoczyła wszystkich… jak nocny złodziej, wdarła się bez uprzedzenia… przybyła niczym niechciany gość pozbawiony zaproszenia… rozlazła się na wszystkie strony i niepytana zabrała głos… napadła wszystkich jednocześnie… przed jej zmasowanym atakiem, każdy, nawet najmniejszy osobnik, musiał się ugiąć… niemal ogłoszono stan klęski żywiołowej… większość dorosłych obywateli tego kraju trwała dzielnie przed telewizorami, oglądając wciąż nowe relacje z kolejnych wstrząsających i tragicznych doniesień… wielu czekało na nadzwyczajne orędzie prezydenta, który miałby ogłosić godzinę policyjną i gotowość bojową wszelkich służb mundurowych do niesienia pomocy ofiarom, jakże nieprzewidywalnego żywiołu, który siał takie spustoszenie i powodował pogrążenie naszego państwa w chaosie… pod kłębami jej tajnej broni poupadało wszystko… komunikacja odmówiła posłuszeństwa… zaskoczeni kierowcy kończyli swe podróże na drzewach… przechodnie codzienne spacery przypłacali złamaniami kończyn… dzikie psy pozamarzały… nie zerwane jabłka z drzew poczęły je stroić niczym bombki na choince… stacje benzynowe zaczęły wyprzedaż skrobaczek do szyb… ogrodnicy opatentowali najnowsze szufle do śniegu… a na drogowców jak zwykle spadło to jak grom z jasnego nieba… zabrakło soli, piasku, pługów, ludzi… nie zabrakło jedynie mrozu i śniegu… jednak czy o tej porze roku to powinno aż tak bardzo dziwić?? wszak upały minęły już dawno, moda zimowa zagościła we wszystkich niemal sklepach, świąteczne dekoracje pojawiły się w oknach hipermarketów, a Małysz niebawem zacznie swoje podniebne loty… więc czy to aż tak zaskakujące, że spadł pierwszy tego sezonu śnieg??

ramzesik : :
lis 21 2008 ...METRO...
Komentarze: 1

Pociąg, podróż… codzienna, typowa, zwykła… sen cię morzy… walczysz z nim… co chwilę spoglądasz za zaparowaną szybę w oknie, próbując dojrzeć cokolwiek… chyba pada… chociaż jest tak ciemno, że nie masz pewności… twój wzrok przykuwa postać człowieka śpiącego naprzeciwko… jego głowa obija się bezładnie o plastikowe siedzenie, a pozbawione władzy ciało właściciela chwieje się, to na jedną to na drugą stronę… pani siedząca obok niego niespokojnie się wierci na swoim miejscu, mając nadzieję, że ślina kapiąca z jego ust nie znajdzie się za chwilę na jej śnieżnobiałym [zapewne nowym] płaszczu… czujesz, że jesteś jedynie dalekim obserwatorem tych wydarzeń… twoje wrażenie jednak zmienia się w ułamku sekundy, gdy wspomniany pan kopie cię w nogę… wyciąga cię tym samym z odrętwienia, w którym tkwiłeś od jakiegoś [bliżej nieokreślonego] czasu… spostrzegasz jednak, że ów człowiek się nie zbudził… jego ruch nie zrobił na nim, ani na innych osobach większego wrażenia… zrobił je tylko na tobie… a może tego ruchu wcale nie było? a może to był spazmatyczny ruch konającego, ostatnie drgnienie mięśni umierającego?? zastanawiasz się, po czym poznać, że wspomniany mężczyzna żyje… obserwujesz więc jego, otoczenie… omiatasz wzrokiem cały wagon… dostrzegasz osoby słuchające muzyki, rozmawiające, śpiące, czytające… anonimowe, nieokreślone… takie jak ty… dostosowujesz się więc do nich, do panujących w wagonie warunków… aby nie zasnąć chcesz się czymś zająć… na stoliku pod oknem spostrzegasz leżącą gazetę… nie masz w zwyczaju czytać gazet… nigdy nie czułeś wewnętrznej potrzeby, by posiąść informacje w nich zawarte… tym jednak razem rozważasz możliwość zrobienia wyjątku… dlaczego?? tego nie wiesz… dlaczego jednak miałoby to być Metro?? co ma w sobie ta gazeta?? czym niby ma się różnić od innych, które znasz?? chyba niczym szczególnym, jednak wydaje się mieć to coś, czego tamte nie mają… ona czeka tylko na ciebie… prosi byś tylko na niej zatrzymał swój wzrok… kusi… delikatnie, zmysłowo, skłania cię do tego byś ją dotknął, pochwycił, otworzył i przeczytał… bronisz się przed tym… upewniasz się czy aby na pewno owa gazeta właśnie w tobie widzi idealnego czytelnika… rozglądasz się więc ukradkiem i ku własnemu zadowoleniu, a nawet pewnej niekontrolowanej, wewnętrznej radości, nie dostrzegasz żadnego potencjalnego konkurenta… ta gazeta jest więc twoja… przybyła tu, by tylko tobie przekazać co w niej napisano… byś tylko ty rozwarł jej stronice i zanurzył się w informacjach, pojął tajemnice wszechświata… więc zdobywasz się na heroiczny czyn… podejmujesz wysiłek jej zdobycia… wyciągasz niespiesznie rękę, wiesz bowiem, że nikt nie jest w stanie ci jej odebrać… ona jest tylko twoja… dobywasz jej dłonią… czujesz pod opuszkami palców jej strukturę… badasz ją… jak niewidomy, posługujący się alfabetem Braille’a, tak i ty masz swój własny alfabet, który znasz tylko ty i ona… mając ją w rękach jesteś jej jedynym i niekwestionowanym panem i władcą… od ciebie tylko zależy czy oczy twoje pochłoną wiadomości o polskiej scenie politycznej, globalnym kryzysie energetycznym, powrocie brydża do sportów ekstremalnych, czy może odnalezieniu białego kotka starszej pani… nigdy wcześniej, w żadnej innej gazecie nie czytywałeś ogłoszeń, a tym bardziej towarzyskich… twoje powieki zawsze się zamykały, gdy tylko docierałeś do wspomnianych stron… traktowałeś je niczym rzeczy zakazane, tematy niegodne choćby odrobiny zainteresowania… ale nie tym razem… widząc tą gazetę jest inaczej… widząc słowa „odezwij się cudowna dziewczyno z pociągu”, nie masz wyboru… żadna wewnętrzna siła nie jest w stanie ci przeszkodzić w doczytaniu wiadomości do końca… przyciąga i chciwie zagarnia resztki twojej świadomości… pastwi się nad twoim umysłem, i w jednej chwili zaczynasz się zastanawiać o kim tajemniczym jest ta krótka informacja… podobnych jest kilka… „dziewczyno o wspaniałym uśmiechu…”, „tajemniczy kolego z pociągu, który odwzajemniłeś moje spojrzenie”… każda z podobnych wiadomości kojarzy ci się z filmem… w nim na taki anons odpowiedziały setki zainteresowanych… a jak jest tutaj?? intryguje cię czy ktokolwiek zwraca na to uwagę?? czy większą niż ty, na tyle większą by wykonać jakiś ruch, i napisać lub zadzwonić, po prostu zareagować?? masz pewność niemal stuprocentową, że to niemożliwe… a może tylko ci się tak wydaje?? twoje przemyślenia drastycznie kończy dotarcie pociągu do celu… twój środek lokomocji kończy swój bieg… zostawiasz więc gazetę tam, skąd ją wziąłeś i wychodzisz… nie myśląc nic już więcej, przynajmniej do kolejnej swojej podróży:)

to tyle na temat gazetki:) nie polecam, i nie odradzam… wybór należy do was… czytajcie co tam sobie chcecie… no ale moje notki to obowiązkowo musicie:)

ramzesik : :
lis 19 2008 ...W PRAWO, A MOŻE W LEWO?...
Komentarze: 0

Postanowiłam tym razem zająć się czymś poważniejszym… choć pewnie niektórzy uznają to za nieistotne, to zapewniam was, że takim nie jest…

 

Otóż mowa będzie o błędnej orientacji w schemacie ciała i przestrzeni, a więc o braku umiejętności odróżnienia strony prawej od lewej i odwrotnie…

 

Być może większość z czytających w tym momencie powie: głupota… ale powie tak zapewne jakieś 80% z was, z was których umiejętność prawidłowego postrzegania kierunków i przestrzeni nie jest zaburzona… a co z resztą? mniej niż 20% populacji [z czego większość to kobiety] cierpi na pewien defekt, a więc nieumiejętność prawidłowego nazwania pojęć abstrakcyjnych związanych z posługiwaniem się stronami: „prawo”, „lewo”… z czym owy problem jest związany?

    - otóż pierwotną przyczyną jest najprawdopodobniej pewien rodzaj dysleksji wzrokowej… jej przyczyną jest natomiast posiadanie pewnych rodzajów genów [są one zdiagnozowane i opisane już od ponad 50 lat], a więc jest to przyczyna o podłożu genetycznym, a więc defekt dziedziczny… którego stopień dziedziczenia wynosi ponad 60%, w różnej formie oczywiście i różnych jego elementów… nie umiem jednak powiedzieć jak wygląda procentowo dziedziczenie samej tylko nieumiejętnej orientacji…

    - pośrednio może być to również związane z brakiem orientacji w terenie… z autopsji jednak wiem, że nie oznacza to nieumiejętności czytania mapy i posługiwania się nią… jest raczej powiązane z potrzebą konkretyzacji miejsc z kierunkami, a więc szukaniem pewnych szczegółów umożliwiających zorientowanie się w przestrzeni, co niekoniecznie ułatwia samo pojęcie kierunku… wygląda to mniej więcej tak: wiesz, że aby dojść do sklepu musisz skręcić w wąską uliczkę za bankiem, ale dojścia do celu nie ułatwi ci stwierdzenie, że musisz skręcić w prawo… generalnie wiadomo o co chodzi, ale nie wiadomo jak to nazwać… samo nazwanie jest bowiem zbyt abstrakcyjne i zbędne [dla mniej więcej 20% społeczeństwa]… i choć czasem bywa problematyczne, to na pewno nie upośledza takich czynności jak prowadzenie samochodu [wiesz bowiem gdzie chcesz jechać, nie masz potrzeby nazywania kierunku w którym się poruszasz]…

    - w większości przypadków problemowi temu przypisuje się związek z opóźnioną lateralizacją, a więc brakiem lub znikomą dominacją jednej ze stron ciała… przez co prawidłowa orientacja postrzegania własnego ciała jest znacznie utrudniona… [czasami jednak obustronność jest nabyta [np. wskutek unieruchomienia jednej z rąk następuje potrzeba zastąpienia jej drugą] i w tym wypadku nie wiadomo czy ma to jakiś związek z pojęciem lateralizacji]… ja na ten przykład skłaniam się ku twierdzeniu, że jestem dwuręczna, choć pierwotnie dominującą ręką była u mnie ręka prawa… potrzeba jednak wymusiła umiejętność korzystania z kończyny drugiej… i choć na co dzień nią nie piszę, to bez problemów typowe czynności wykonuję równie dobrze obiema rękami [mycie zębów, prasowanie, pisanie na komputerze, itd.]… powoduje to więc wymuszenie aktywności drugiej półkuli mózgowej [za koordynację prawej strony ciała odpowiada lewa półkula, a za lewą stronę prawa]… bycie obustronną osobą można więc rozumieć jako zwiększenie aktywności mózgu, lub jako jego wytężenie… brak jest jednak dowodów na to, że dla czynności mózgu i jego efektywności jest to jakiś problem… być może jednak taka późniejsza zmiana funkcji półkul mózgowych [wynikająca z pewnych nabytych umiejętności] powoduje pomieszanie, krzyżowanie się myślenia kierunkowego, przyporządkowującego pewnym znaczeniom konkretne nazwy… stąd zapewne problemy z nazywaniem przedmiotów [umiesz go opisać, podać kolor, rozmiar, kształt, ale przyporządkowanie do niego jednej nazwy wydaje się być trudne]… dzieje się tak gdyż zazwyczaj werbalizacja, choć niezwykle pomocna, bywa czasem niewystarczająca, ponieważ nie zastąpi doświadczenia i poparcia faktami i przykładami…

    - istnieje również teoria, że mylenie strony prawej i lewej jest częstsze u osób leworęcznych… nie wpływa to jednak na występowanie samego tego zjawiska, choć być może ma jakiś z nim związek…

    - no i w jakimś tam podobno stopniu wspomniane zaburzenie wiąże się z astygmatyzmem, ale tego nie potwierdzają wszyscy specjaliści… osobiście skłaniam się jedynie twierdzeniu, że może mieć związek z obuocznością, a więc brakiem posiadania jednego oka dominującego, co sprawia że widzenie jest bardziej globalne, przez co mniej konkretne i szczegółowe… przez to wyróżnienie form abstrakcyjnych takich jak kształty, kierunki, kolory, może być utrudnione… [nie dotyczy jednak większości przypadków, a nawet jeśli dotyczy to w bardzo różnym stopniu… ja na ten przykład jestem prawooczna, a mimo to mam astygmatyzm… więc mój brak rozróżniania kierunków nie jest związany z nieustaloną lateralizacją oczną, gdyż u mnie jest ona ustalona…]

    - istnieje szereg wątpliwości dotyczących tego zjawiska… gdyż chociaż wiąże się z percepcją i pewnego rodzaju jej zaburzeniem, to wpływa pozytywnie na wyobraźnię, kreatywność, wrażliwość na otoczenie, zmysł artystyczny, przetwarzanie informacji, kreowanie doznań, myślenie… przynajmniej teoretycznie:) sprawia na pewno, że rozumowanie jest bardziej obrazowe, a mniej słowne, jednak nie jest to cecha negatywna… przynajmniej nie zawsze… dzieje się tak, gdyż pierwotna przyczyna, dysleksja, paradoksalnie wpływa pozytywnie na działanie mózgu, który znacznie zwiększa szybkość pracy umysłu [nawet o kilka tysięcy razy]… powód tej aktywności jest prosty… pewne zaburzenia i ograniczenia, pozwalają na rozwinięcie się innych cech [popularnie nazywanych umiejętnościami, talentami lub skłonnościami]… w połączeniu więc z wysoką inteligencją:), tego chyba już nie muszę tłumaczyć…

Przytoczę jedynie kilka nazwisk osób dotkniętych jakąś tam formą dysleksji: Leonardo da Vinci, Albert Einstein, Quentin Tarantino, Winston Churchill.

 

Sam więc wspomniany problem nie wpływa może jakoś negatywnie na życie… można sobie z nim bardzo dobrze radzić, znaleźć swój własny sposób na obejście słów: „lewo”, „prawo”… warto jednak poznać jego mechanizm i zgłębić jego przyczynę, gdyż dzięki temu można lepiej zrozumieć czym to tak naprawdę jest… fajnie jest być nietypowym… pod jakimś tam względem:)

ramzesik : :
lis 17 2008 ...ABY MIEĆ...
Komentarze: 0

Co się tak właściwie dzieje z człowiekiem, jego myślami, uczuciami, poglądami... kiedy zaczyna mieć... coś? kogoś? jest posiadaczem... czy szczęśliwym>? kto go tam wie... czy nieszczęśliwym>? a bo to takie może proste by to osądzić?
Człowiek ów ma, więc po co ma niby narzekać?... po co ma sądzić że ma źle?... skoro ma... a inni nie mają... samo to jest więc skarbem... albo może nie... może jest utrapieniem... no ale ma... niech więc się cieszy...
A co jeśli się nie cieszy? jeśli jest przygnębiony mimo posiadania potencjalnego źródła szczęścia? samotny pomimo obrączki na palcu? bez nadziei, choć z planami na najbliższe 100 lat?
Ale ma... więc niech nie marudzi... inni nie mają... i też żyją... więc niech żyje...
Jednak jeśli nie chce żyć?... jeśli już nie czuje potrzeby bycia?... gdy nie ma sił?
Wielu nie ma, a żyć muszą, muszą cierpieć i mieć na to siłę... więc niech żyje i cierpi i niech ma siłę, bo ma...

A więc niech ma dobrze, niech się cieszy, niech żyje... i niech ma... niech ma siłę, by mieć... bo mieć to najważniejsze w życiu...

Czy tak prosto jest mieć??
Czy tak dobrze mieć??

A może wreszcie: czy łatwo jest powiedzieć koniec, nie chcę już mieć, nie chcę cierpieć, wolę nie...
Nie... to napewno proste nie jest... ale czy prostsze?

----------------------------
wszystkim samotnym... bo nie zawsze tak łatwo jest kogoś mieć...
----------------------------

A czy przestać mieć jest prościej?... czy odczuć na własnej skórze samotność, brak posiadania jest może łatwiej? przyjemniej? mniej boleśnie? delikatniej? czulej?
Nie... bo z posiadacza, mniej lub bardziej szczęśliwego w jednej chwili staje się wyrzutkiem, starym modelem, archaiczną zabawką z dzieciństwa wrzuconą na strych, zapomnianym programem telewizyjnym z młodzieńczych lat, pożółkłą kartką papieru w notesie na samym dnie szuflady... taki ktoś się nie cieszy, nie biega w okrzykach radości po plaży, nie podskakuje na trampolinie jak mały szczeniak... po prostu nie i już... objada się raczej przed telewizorem czekoladkami z likierem, popija gorące kakao z sokiem malinowym, czytuje powieści Kinga i zadręcza się myślą o samotności... a to wszystko dlaczego?? bo nie ma... nie jest posiadaczem, więc niech przestanie czuć się jakby nim kiedykolwiek był... nie ma i nie będzie miał, więc niech przestanie... niech daruje sobie i innym to egoistyczne chcenie, tą potrzebę mienia, te bezsensowne pragnienie posiadanie czegokolwiek teraz, w przeszłości, i później... bo nie, to nie... i już... nie ma...

---------------------------------
wszystkim posiadającym... bo nie zawsze jest tak łatwo kogoś nie mieć...
---------------------------------

Samotność czasem jest jedynym rozwiązaniem... przychodzi sama z siebie, nieproszona, gruboskórna... niczym stęchlizna w wiejskim domku przy jeziorze, pojawia się znienacka i zostaje... nigdy nie wiadomo na jak długo... chyba do kolejnego malowania albo remontu...
Nie mieć, to nie zawsze najgorsze rozwiązanie... więc jeśli nie ma... to niech nie rozpacza... bo ci co mają też się nie cieszą... więc w czym, on - który nie ma, miałby być gorszy względem nich?... a może właśnie przeciwnie jest lepszy?... czy z własnego czy z innych wyboru ma to coś czego tamci nie mają... ma wolność... wolność braku posiadania... nie jest ograniczony swoim posiadaniem... i w pewnym sensie 'nie mieć' mimo obecności pewnego braku, jest pełniejsze niż 'mieć'... bo pustkę można zawsze zapełnić... przynajmniej w teorii... a pełne jest raczej ciężko opróżnić... w praktyce...

-----------------------------------
wszystkim... "mieć albo nie mieć? oto jest pytanie..."

to chyba jedna z bardziej fundamentalnych myśli dzisiejszego świata...
-----------------------------------

a czy ktoś pokusi się odpowiedzieć na to pytanie?

 

 

ramzesik : :
lis 15 2008 ...WSPOMNIEŃ CZAR...
Komentarze: 0

Pierwsza notka po kilkuletniej przerwie...


Długo się zastanawiałam co napisać... czy może coś ambitnego, czy może raczej jakieś wspomnienia?... no i uznałam, że na początek może coś lekkiego będzie najodpowiedniejsze...
Na ciekawsze teksty przyjdzie jeszcze czas:)


A więc na początek, może jeden z wielu wartych wspomnienia dzień z czasów Koszaolińskich [pisownia zamierzona]:


    Pewnego, niekoniecznie słonecznego dnia, sąsiad z akademika zaciągnął mnie na koncert... nie pamiętam dokładnie nazwy zespołu więc nie będę jej przytaczać... w każdym razie miało to być jakieś rockowe, hardcorowe brzmienie... jako, że nie miałam nic innego do roboty to poszłam, w końcu trzeba spróbować wszystkiego... no a że wstęp był darmowy, no to...:)
No i istotnie... brzmienie muzyki było iście czarne:) heh, i wszystko było czarne... noc była czarna... stroje uczestników owej zabawy były czarne... gitary muzyków były czarne... ich głosy były czarne... nawet słomki do napojów były czarne... dobrze, że choć kolor piwa pozostał niezmiennie złoty:P choć jego smak przy tych dźwiękach był zdecydowanie czarniejszy niż zazwyczaj:)
    Co druga osoba trzepała włosami i zarzucała nimi kółka [nawet osoby które miały krótkie włosy, albo wręcz ich wcale nie miały]... wyglądało to jak jakieś spazmatyczne ruchy kogoś kto chciał sobie przypomnieć, jak to kiedyś było posiadać owłosienie... niczym osoba z amputowaną ręką lub wyrwanym zębem czująca brakujący kawałek ludzkiego ciała, tak i oni chyba nadal czuli to czego nie posiadali już na głowie:)... co jakiś czas ktoś skakał ze sceny w piekielną otchłań spoconych ludzkich ciał [publiczności]... ktoś inny rzucał się z pazurami na wspomnianych muzyków, w sobie tylko znanym celu... no a jeszcze ktoś inny latał pod sufitem niesiony ciemną energią i mocą zebranych, albo unoszony na rękach ochoczych melomanów przemierzał salę...
    No i niebywała sprawa... do mych uszu dobrnęły w pewnym momencie dziwne słowa: "chcesz też spróbować?"... hmm... mój umysł musiał się chyba w tym momencie troszkę wyłączyć, bo nie za bardzo wiedziałam o co mnie owa postać pyta... więc mało elokwentnie zapytałam: "ale co?"... i w odpowiedzi usłyszałam: "jak to co? no polatać"... dla wspomnianego osobnika była to rzecz tak oczywista jak to, że w nocy nie świeci słońce... jednak dla mnie aż tak oczywiste to nie było... niemniej jednak zgodziłam się na wspomnianą propozycję... sama nie wiem dlaczego... chyba w myśl zasady: żyje się tylko raz... no ale skoro słowo się rzekło... no to polatałam:) dwaj panowie "n" chwycili me kończyny górne i dolne i unieśli mnie nad swoimi głowami... na szczęście zbyt pokaźnych rozmiarów nie jestem, więc zadanie dla nich nie było bardzo utrudnione... jednak wziąwszy pod uwagę fakt, że życie me było powierzone rękom panów nieźle już podchmielonych, to chcąc niechcąc, obawiałam się odrobinkę o to czy po chwili nie zląduję na parkiecie ze złamanym karkiem... moje obawy jednak były chyba przedwczesne, a wspomniani herosi wyczuwszy moje obawy po paru sekundach "przekazali mnie" innym osobnikom [pewnie ze zmęczenia]... i tak zaczęła się ma podróż po całej sali... wraz z siłą mojego krzyku [chyba przerażenia:P] zwiększała się szybkość wspomnianego lotu... trwał on zapewne kilka minut... jednak dla mnie był niesamowitą wiecznością... i muszę przyznać, że dość osobliwą przyjemnością...
    Po tym wydarzeniu słowo "latanie" nabrało dla mnie zupełnie innego znaczenia:) no i przyznam się, że nie była to jednorazowa przyjemność... zresztą jak zawsze w takich momentach... każdy chce powtarzać miłe chwile... tak i ja wspomniany wyskok jeszcze raz wcieliłam w swoje życie... hehe... i było równie fajnie... choć bez zaskoczenia i pewnej dozy niepewności było chyba mniej adrelinogennie... ale napewno nie mniej ciekawie...
    Ale kto wie... może jeszcze kiedyś polatamy:D [tak znienacka...]

ramzesik : :