Komentarze: 2
ehh, dzień do kitu i tyle...
nic nie wychodzi... nawet głupiego noża nie mogę utrzymać w ręce... żeby dwa razy się uciąć w ciągu godziny... to szczyt... dawno takiego pecha nie miałam... właściwie miałam... ale to było trochę z czym innym związane, tzn. jest.. bo tamten pech chyba nie minął... a do tego dopadło mnie jakieś uczulenie... swędzą mnie całe nogi... szczyt... do tego wszystkiego znowu miałam wirusa w kompie... chyba setkę razy zawieszało mi się gadu... miliony razy wyskakiwał błąd, że ktoś tam nie może mi czegoś tam wysłać... szczyt... moja ulubiona stronka w necie została zawieszona i do tego bez podania przyczyny... to już było maksymalne świństwo... wszystkie wysłane przeze mnie e-maile się nie wysłały... bo pojawił się drastyczny błąd: 'mail delivery failed'... szczyt... wysłałam dzisiaj tysiące sms-ów a na ani jeden nie dostałam odpowiedzi... nawet nie wiem czy doszły... szczyt... na prawko mam do wyrobienia tylko 20 godzin teorii, ale robię po nowemu 30, bo instruktor tak ma ułożony plan... szczyt... do tego wszystkiego jutro muszę wstać o 7.00, a w sobotę o 6.00... szczyt... żeby w wakacje o takich godzinach wstawać... szczyt... nie mogę się zabrać do tego by przeczytać jakąś lekturę... tzn. czytam jedną... ale ją czytam w każde wakacje, więc to się nie liczy... już chyba 5 razy... mogę polecić: Proces, F. Kafki... bekowe... jako jedna z nielicznych mnie nie usypia... a wracając do mojego pecha... ufarbowała mi się kurtka na zielono [tzn. kilka plamek, ale zawsze]... ponadto skończył mi się tusz w drukarce... sąsiad znowu myślał, że ja nie żyję... brat już drugi dzień nie zaniósł filmu do wywołania... itd... itp...
dobra, koniec... pewnie i tak nikt tego nie przeczyta... jak zawsze zresztą...