...
Komentarze: 2
Gdybym mogła napisać to co chcę [***] to bym pisała i pisała... no ale jako, że nie jest mi to dane [chyba], ograniczę się do kolejnej nudnej, nieczytanej, zawiłej, pospolitej, niechcianej... notki...
dzisiejszy dzień utwierdził mnie w przekonaniu, że ja to jednak nic nie rozumiem i pewnie i tak nie zrozumiem... bo czy można zrozumieć kogoś kto egzystuje w jakimś swoim świecie, niedostępnym nikomu... tzn. przebywającego na zupełnie odmiennym stopniu zaawansowania intelektualnego... [nie mam na myśli brata :)]... tosz to normalnie jakaś moja zmora... ja nie wiem... ale czy ja to mam gdzieś w gwiazdach zapisane czy jaki inny grzyb atomowy?... [ewentualnie halucynki]... pełni nie ma... skąd więc te wszystkie zdarzenia... zresztą nieważne... o czym ja tu zresztą piszę?...
jak zwykle rozpisałam się nie na temat...
do rzeczy...
poza wieczorkiem... tzn. pięcioma godzinami wstecz licząc od teraz... dzień był całkiem przyzwoity... właściwie to był cudny rzec by można... bo czyż to często dostaje się autografy w zeszycie, za które jest się dodatkowoż wdzięcznym?... haha, nie... w gimnazjum pamiętam miałam taki jeden autograf... musiałam przez niego cały zeszyt przepisywać... ale znowu zeszłam z tematu...
miało dzisiaj być o szczęściu... czy życie może być szczęśliwe?? czy człowiek może być szczęśliwy?? ile trzeba wycierpieć by w końcu osiągnąć szczęście?? ha, i teraz pewnie myślicie, że na te pytania odpowiem... jak tak to się mylicie... nie odpowiem... bo zwyczajnie nie znam odpowiedzi... zresztą czy ich znajomość jest mi/wam do czegoś potrzebna?? hmm, przecież nikt nie prowadzi statystyk szczęścia... jest szczęśliwy bądź nie... wie dlaczego nie jest, bądź nie... i tyle tego tematu... bo tak na prawdę nic więcej nie jest potrzebne... aby wszystko zrozumieć, nie trzeba wcale się w to zagłębiać... akurat ta informacja/informacje przyjdzie/przyjdą sama/same... i to, jak się okazuje, jak zwykle, w najmniej oczekiwanym momencie...
właściwie to moment nigdy nie jest odpowiedni co do tego, co się akurat dzieje... nigdy, ale to przenigdy... przynajmniej tak jest u mnie... wszystko co się dzieje... nigdy nie jest w takiej kolejności jakiej powinno, jak powinno... zresztą, ja już przestałam nawet planować cokolwiek... bo i tak przeważnie wychodzi inaczej... nie ma sensu czymś się zamartwiać/zadręczać wcześniej... jest tyle czasu już po...
no ale aby nie zakończyć tak jakoś jakby mało radośnie... napisze jeszcze coś takiego: "jeden dzień może znaczyć więcej niż rok życia cały, ba życie całe"...
ładne, nie...? przyznam się wam, że z autopsji wiem, że to prawda... hmm, nawet mogę stwierdzić, że dni takich kilka by się zliczyło... u was pewnie też!...
no i teraz to już będzie raczej napewno koniec...
Dodaj komentarz