...DZIEŃ Z ŻYCIA ŚWIRA, CZYLI JAK TO JEST...
Komentarze: 0
To jest kolejne wznowienie starego tematu... Ale jako, że zamierzam naskrobać kolejną część tego czegoś, no to zamieszczam ten staroć... No i ten temat wreszcie padł... Wzbraniałam się przed pisaniem o szkole, bo czy to interesujący temat... Ale doszłam do wniosku, że jednak warto poświęcić mu kilka setnych sekundy uwagi... Więc jest...
Moja szkoła to słynne małomiasteczkowe liceum... Można by się sprzeczać czy dobre czy złe... Jedno jest pewne... Gdy do niego trafisz, to nie wyjdziesz już taki sam jak wszedłeś [i nie powiem, że jest to panegiryczne]... Tutaj wszystko jest inne albo po prostu bardziej uwydatnione... To na co zwraca się uwagę po przestąpieniu progu i otworzeniu jakże ciężkich drzwi to wielkie schody i... ochroniarz na ich szczycie... Tak ten człek w czerni to niemal wizytówka tej placówki oświatowej... Co o nim można powiedzieć? Że jest bardzo przejęty swoimi obowiązkami, nikomu nie przepuści, nie ustępuje nawet nauczycielom [jedynie dyrektor może wchodzić bez identyfikatora – choć również jest bacznie obserwowany czy przypadkiem nie przemyca niebezpiecznego narzędzia lub nie daj Boże białego proszku w sakiewce zawieszonej na szyi]... Jest to po prostu służbista, co tu dużo mówić, nadgorliwy do tego... Kolejnym aspektem który jest kojarzony z Żeromem jest zimno... Tak, tutaj panuje przenikliwy chłód... Jak to powiedział jeden z moich kolegów, “palili w październiku jak było ciepło, a teraz jak są mrozy to przestali, no bo po co palić? Przecież jak włączą w środę to wyłączają w piątek”... To czy jest sens... Niby nie ma... [i tu osobista dygresja: ogrzewanie można by zostawiać włączone przez cały tydzień – wiem to marzenia nie do spełnienia, ale niedługo, jak tak dalej pójdzie to na dworze będzie cieplej niż w gmachu... Lekcje wtedy można by przenieść na boisko to wtedy to już całkiem tanio wyjdzie, co nie?]... No i trzecia sprawa, ważna zapewne też to oczywiście Królowa Nauk wręcz utożsamiana z moim właśnie liceum... No, do tego dwaj panowie matematycy i ich słynne książeczki zwane zbiorkami zadań [jak to jeden z wymienionych nauczycieli kiedyś powiedział, że owe woluminy są ciekawsze od krzyżówek – można by się kłócić ale przecież nauczyciel ma zawsze rację]... Inną cechą charakterystyczną owego liceum są inni nauczyciele no i oczywiście nauki przez nich uczone... Takie np. PO i pan przybyły zza wschodniej granicy wieki temu, snujący na każdej lekcji historie o baciarach, wojnie i wyrażeniach stosowanych obecnie przez młodzież... Człek ten twierdzi, że o uczniach może powiedzieć wszystko, ale nie to, że są głupi [no i w tym się z panem Wiechem zgodzę oczywiście]... Kolejnymi ciekawymi zajęciami są niewątpliwie biologia i fizyka... Wymieniłam je razem gdyż są one w pewnym stopniu podobne... Gdy jesteś na lekcji to słuchasz “interesującego” wykładu głoszonego do tablicy w formie niezwykle usypiającego monologu, a gdy wychodzisz to zdajesz sobie sprawę, że i tak nic nie “kumasz”. Potem udajesz się np. na taką informatykę, której tematy zajęć “rozbudowane” w formie “ponad program” po prostu są “wybitnie” rozwijające i kształcące... Nie napiszę zbyt wiele o mowie ojczystej, bo po prostu szkoda słów [naszej pani E. również często ich brakuje więc chyba nie jest tak źle]... Dodam teraz może cosik o religii... To przedmiot bardzo, że tak się wyrażę, neutralny i zachowujący wszelkie przymioty nie grającego na nerwach... Ksiądz, który niekiedy się na nim pojawia [ze spóźnieniem oczywiście, no bo czas jest przecież nieskończony] również nikomu na nerwach raczej nie gra...
c.d.n. lub jak kto woli c.n.d. [oczywiście cytacik z Królowej Nauk]
Dodaj komentarz