Najnowsze wpisy, strona 5


lis 15 2008 ...WSPOMNIEŃ CZAR...
Komentarze: 0

Pierwsza notka po kilkuletniej przerwie...


Długo się zastanawiałam co napisać... czy może coś ambitnego, czy może raczej jakieś wspomnienia?... no i uznałam, że na początek może coś lekkiego będzie najodpowiedniejsze...
Na ciekawsze teksty przyjdzie jeszcze czas:)


A więc na początek, może jeden z wielu wartych wspomnienia dzień z czasów Koszaolińskich [pisownia zamierzona]:


    Pewnego, niekoniecznie słonecznego dnia, sąsiad z akademika zaciągnął mnie na koncert... nie pamiętam dokładnie nazwy zespołu więc nie będę jej przytaczać... w każdym razie miało to być jakieś rockowe, hardcorowe brzmienie... jako, że nie miałam nic innego do roboty to poszłam, w końcu trzeba spróbować wszystkiego... no a że wstęp był darmowy, no to...:)
No i istotnie... brzmienie muzyki było iście czarne:) heh, i wszystko było czarne... noc była czarna... stroje uczestników owej zabawy były czarne... gitary muzyków były czarne... ich głosy były czarne... nawet słomki do napojów były czarne... dobrze, że choć kolor piwa pozostał niezmiennie złoty:P choć jego smak przy tych dźwiękach był zdecydowanie czarniejszy niż zazwyczaj:)
    Co druga osoba trzepała włosami i zarzucała nimi kółka [nawet osoby które miały krótkie włosy, albo wręcz ich wcale nie miały]... wyglądało to jak jakieś spazmatyczne ruchy kogoś kto chciał sobie przypomnieć, jak to kiedyś było posiadać owłosienie... niczym osoba z amputowaną ręką lub wyrwanym zębem czująca brakujący kawałek ludzkiego ciała, tak i oni chyba nadal czuli to czego nie posiadali już na głowie:)... co jakiś czas ktoś skakał ze sceny w piekielną otchłań spoconych ludzkich ciał [publiczności]... ktoś inny rzucał się z pazurami na wspomnianych muzyków, w sobie tylko znanym celu... no a jeszcze ktoś inny latał pod sufitem niesiony ciemną energią i mocą zebranych, albo unoszony na rękach ochoczych melomanów przemierzał salę...
    No i niebywała sprawa... do mych uszu dobrnęły w pewnym momencie dziwne słowa: "chcesz też spróbować?"... hmm... mój umysł musiał się chyba w tym momencie troszkę wyłączyć, bo nie za bardzo wiedziałam o co mnie owa postać pyta... więc mało elokwentnie zapytałam: "ale co?"... i w odpowiedzi usłyszałam: "jak to co? no polatać"... dla wspomnianego osobnika była to rzecz tak oczywista jak to, że w nocy nie świeci słońce... jednak dla mnie aż tak oczywiste to nie było... niemniej jednak zgodziłam się na wspomnianą propozycję... sama nie wiem dlaczego... chyba w myśl zasady: żyje się tylko raz... no ale skoro słowo się rzekło... no to polatałam:) dwaj panowie "n" chwycili me kończyny górne i dolne i unieśli mnie nad swoimi głowami... na szczęście zbyt pokaźnych rozmiarów nie jestem, więc zadanie dla nich nie było bardzo utrudnione... jednak wziąwszy pod uwagę fakt, że życie me było powierzone rękom panów nieźle już podchmielonych, to chcąc niechcąc, obawiałam się odrobinkę o to czy po chwili nie zląduję na parkiecie ze złamanym karkiem... moje obawy jednak były chyba przedwczesne, a wspomniani herosi wyczuwszy moje obawy po paru sekundach "przekazali mnie" innym osobnikom [pewnie ze zmęczenia]... i tak zaczęła się ma podróż po całej sali... wraz z siłą mojego krzyku [chyba przerażenia:P] zwiększała się szybkość wspomnianego lotu... trwał on zapewne kilka minut... jednak dla mnie był niesamowitą wiecznością... i muszę przyznać, że dość osobliwą przyjemnością...
    Po tym wydarzeniu słowo "latanie" nabrało dla mnie zupełnie innego znaczenia:) no i przyznam się, że nie była to jednorazowa przyjemność... zresztą jak zawsze w takich momentach... każdy chce powtarzać miłe chwile... tak i ja wspomniany wyskok jeszcze raz wcieliłam w swoje życie... hehe... i było równie fajnie... choć bez zaskoczenia i pewnej dozy niepewności było chyba mniej adrelinogennie... ale napewno nie mniej ciekawie...
    Ale kto wie... może jeszcze kiedyś polatamy:D [tak znienacka...]

ramzesik : :
kwi 20 2005 ...nudno...
Komentarze: 0

dzień po pierwszym egzaminie... hehe... maturka póki co oki... miejmy nadzieję, że tak będzie do końca... ale poza radością z wyniku ustnej z polskiego ogarnia mnie nuda... jakoś dziwnie się czuję nie mając nic zadane... normalnie nie ma co ze sobą robić... tak jakoś pusto... ileż to można jeść lub sprzątać... a nawet nauka do matury... przecież nie pochłania aż tak bez reszty... hehe... zadania domowe okazuje się, że były niezbędne... umiały zorganizować czas... teraz po prostu czuję się opuszczona... hehe... ale nie tak do końca... przynajmniej jest czas na przyjemności... eh... tylko coś dużo tego czasu tak nagle się zrobiło... dziwne...

ramzesik : :
kwi 01 2005 prima aprilis
Komentarze: 1

ten dzień jak żaden inny pozwala sprawdzić ludzką wyobraźnię... szkoda tylko, że pomysłowość niektórych nie zna granic... czym jest bowiem dobry żart??... jakże trudne pytanie... wbrew pozorom odpowiedź na nie, nie jest aż tak skomplikowana... dobry żart to taki, który sprawia, że śmieje się zarówno osoba na której żart jest robiony jak i ta która żart robi... gdy jest inaczej... to znaczy, że z żartem coś było nie tak... mógł być zbyt mało zabawny, zbyt głupi, zbyt niesmaczny... powodów jest wiele... może być kilka naraz lub też tylko jeden... z żartem problem jest taki, że nawet wysokie poczucie humoru osoby, na której zamierza się dokonać żartu, nie gwarantuje powodzenia przedsięwzięcia... powód jest banalny... nigdy nie wiadomo jakie to poczucie tak naprawdę jest...

ramzesik : :
mar 04 2005 ...calusieńki roczek...
Komentarze: 0

biel pokryła całe miasto... mróz maluje pikne wzorki na szybach... i w ogóle jest sielsko-anielsko... niemal arkadia... zimno, ponuro i padająco... czyli idealny czas... doskonały moment na to by się rozmarzyć i popaść w letargiczny, halucynacyjny sen... a może jednak lepiej pomyśleć o lecie?... przebudzić się z odrętwienia i przestać podróżować saniami po błocie pośniegowym naszego umysłu?... chyba nadeszła pora zmian... po każdych -30 stopniach przychodzi cudne +20... hehe... plaża, słońce... panowie w kąpielówkach... aż chce się żyć... jeszcze przyjemniej się robi na myśl o zrzucaniu skóry niczym wąż lub krokodyl na wiosnę, po paleniu się w promieniach naszej wielkiej gwiazdy... soczyste wspomnienia podsyca zapach unoszącego się potu w ciasnej windzie... eh... i te chude, męskie torsy... to może zaczekamy do jesieni... popływamy troszkę sobie w brudnych kałużach... pobiegamy w mlecznej mgle... no chyba, że wiosna... znać o sobie da nam alergia... pokąszą nas osy i pszczoły... i popadniemy w nostalgiczny kaprys posiadania wszystkiego co zielone... hmm... jaką porę wybrać?? na co się skusić?? czy ktoś mi pomoże??

ramzesik : :
lut 03 2005 ...
Komentarze: 3

Tłusty czwartek niby jest... ale jakoś tego nie widać... eh... znaczy się mało tak jakoś świątecznie dzisiaj było... nie licząc łoczywiście dwóch godzin spędzonych na jakże cudnym zajęciu... przygotowywaniu posiłku dla naszych ukochanych psorów... jako, że praktyka zawsze się przyda, angaż był jeszcze bardziej radosny... niemniej trza stwierdzić, że życie nam ułatwiono, dając do dyspozycji tempy nóż i dwie ścierki... a tak swoją drogą: jak to nawet nauczyciel może być miły w obliczu problemu... oki... lecim dalej... przegrałam dziś paczkę słonecznika... w grze "kto bliżej, ten lepszy" był wynik 10:9... niestety na moja niekożyść... ale bez obaw... jeszcze się odegramy... :)... no i jak zwykle jeszcze nadmienię iż jest to pisane tylko po to aby zapełnić niczym nie zapisany ten skrawek przestrzeni, aby tak zimno i pusto tu nie było... aha... i jeszcze jedno... jak można odgryźć sobie uszy?? i to jeszcze na złość mamie??... no ale widać można... :)) aha i jeszcze jedno... z ostatnich trzech zaliczeń moje łoceny wyglądają następująco: 1, 2, 3... hehe... czyli tendencja wzrostowa... a więc kolejną oceną będzie:?... może lepiej nie kusić losu...

ramzesik : :