Archiwum 11 lutego 2004


lut 11 2004 ...WĄTPLIWOŚCI...
Komentarze: 5

Ile trzeba cierpieć, by wreszcie zaznać ciut chociaż szczęścia. Może to dziwne ale nie potrafię o tym wszystkim zapomnieć. Zbyt dużo tego się nazbierało. Mam okropne wrażenie, że to jeszcze nie koniec mojej złej passy. Dlaczego? Sama tego nie wiem... Zastanawiam się jedynie nad sensem tego wszystkiego. Podobno to co mnie nie niszczy to mnie wzmacnia. Faktycznie... Nic mnie jeszcze nie zniszczyło. Na to nigdy nie pozwolę. Jednak nie czuję żadnego wzmocnienia z tego powodu. Więc po jakie licho to wszystko?

Początkowo wydawało mi się to nawet ciut śmieszne, potem nietypowe, ale teraz tragiczne i dołujące.

“Celem uczuć-zwiędnienie, głosem uczuć-szumy”

Dlaczego tak to już jest?... Jeśli chcesz by coś trwało-kończy się to szybciej niż zaczęło... Gdy natomiast jesteś skłonny oddać wszystko by coś się zakończyło-trwa to i trwa w nieskończoność... Tego nigdy nie zrozumiem...

Ale może to dobrze... Bo gdy pomyślę sobie, że to mogłoby się jeszcze ciągnąć to zbiera mi się na wymioty. Jednak w głębi duszy bardzo tego pragnęłam i chyba jeszcze nadal trochę pragnę. Sama nie wiem. Jednocześnie chcę by czas się odwrócił i biegł do przodu. Chcę by to dalej trwało i aby nie trwało. Chcę tego i tamtego... O jenyyyyy... Już nic nie wiem... To wszystko jest w pełni poronione......................................... Już nie wiem czego właściwie chcę. Wiem tylko co muszę zrobić... Mam nadzieję, że wiem... [wiem?!]

ramzesik : :