Komentarze: 0
Choinka przytargana, karp zamordowany, makowiec ukręcony, opłatek czeka od kilku dni na stole by go połamać, a prezenty niecierpliwie wypatrują pierwszej gwiazdki. Jednym słowem święta. Przygotowania wigilijne zabierają nieproporcjonalnie wiele czasu, i to nie tylko tego wolnego. Pochłaniają każdą niemal chwilę… i może to dobrze. Choć na krótki więc moment można zapomnieć o tych bożych narodzeniach jakie były rok, twa, trzy, czy cztery lata temu. Jak to było niegdyś? Czy lepiej czy gorzej, tego chyba nie wiem. Jednak gdy kładziesz głowę pod zielonym drzewkiem, wchłaniasz nozdrzami zapachy lasu, wpatrujesz się w iskrzące refleksy odbijane przed owal bombek i lampki, to poczynasz czuć coś naprawdę dziwnego. W dołku cię ściska, nie jesteś w stanie wypowiedzieć słowa, wyczuwasz odrobinę wilgoci w swoich oczodołach. Sam nie wiesz co to takiego. Myślisz: dzień jak co dzień, dlaczego więc ten akurat dzień, tak na ciebie działa? Zapachy, dźwięki, gesty. Wszystkie one są tak symboliczne, tak niewiarygodnie wymowne w swej delikatności, sugestywności. Nie da się nad nimi zapanować, bo są niezwykle dosadne, choć subtelne. Nie sposób się od nich uchronić, je zignorować. Jedyne co można to trwać wraz z nimi, obok. Najprościej chyba jest odebrać im ich znaczenie i nadać zupełnie inne, nowe, takie którego jeszcze nie mają, bo mieć nie mogły. Jednym słowem czas świąteczny przetrwać trzeba. Z bólem brzucha większym lub mniejszym, migreną, lub kacem moralnym. Oby jednak tylko z poczuciem, że były to kolejne święta, zupełnie inne od poprzednich.
Wszystkim czytelnikom życzę więc spokojnych świąt, i naprawdę udanego czasu, który jest tylko raz w roku. Bo choćby właśnie z tego tylko powodu warto go przeżyć jak najlepiej.