Najnowsze wpisy, strona 1


sie 17 2009 ...Faceci - ignoranci...
Komentarze: 2

Jako, że uwielbiam generalizować to pokuszę się o wniosek bardzo generalny. Faceci, panowie, mężczyźni, płeć z Marsa to oczywiście ignoranci. Nie twierdzę bynajmniej, że to źle, lub że coś z nimi przez to jest nie tak. Po prostu stwierdzam fakt, na tyle istotny aby o nim tu napisać. Męska część społeczeństwa swoją ignorancję przekłada ponad próbę zainteresowania się tematem, zdobycia informacji, a nade wszystko zastanowienie się. Wolą po prostu nie kombinować. No bo i po cóż? Pomimo, iż to oni mówią o sobie, że są mistrzami logicznego i perspektywicznego myślenia, to tak po prawdzie i tak niewiele z tego u nich wynika. Skoro i tak wolą ignorować, aniżeli działać. Nawet gdy jakimś cudem coś zrozumieją [lub kogoś – nawet kobiety – hmm – założenie oczywiście czysto teoretyczne] to i tak ignorancja to ich podstawowe działanie. Można nawet domniemywać, że jest to ich działanie obronne, taka pozostałość z czasów prehistorycznych, gdy ignorancją oddalali od siebie istnienie niebezpieczeństwa, a dzięki temu mogli żyć w błogiej nieświadomości i zacofaniu, ale za to szczęśliwie [podobno]. Dzisiaj zdaje się, że robią to z podobnych pobudek, aby oddalić od siebie depresje, choroby psychiczne, problemy z sercem i tym podobne. Ignorując odciągają od siebie problemy, problemy kogoś, pomysły kogoś, działania kogoś. Dzięki temu łudzą się, że są jedynymi panami sytuacji, od których wszystko zależy i że nic nie pokrzyżuje ich planów i przewidywanych działań [nawet tych na 100 lat wprzód]. Ignorancja dotyczy u nich przede wszystkim kobiet, stosunku do kobiet, obcowania z nimi i współistnienia w jednej przestrzeni życiowej.

 

Co mężczyzna ignoruje:

- gdy kobieta mówi do niego: „idź wynieś śmieci”, „posprzątałbyś”, „kiedy ostatnio odkurzałeś?”

- gdy słyszy pytania: „dlaczego ta koszula jest pognieciona?”, „ile jeszcze zamierzasz wypić tych piw?”, „moja przyjaciółka przyjdzie jutro do nas na obiad”

- gdy kobieta wymaga od niego umiejętności użycia takich zabójczych dla jego zdrowia przedmiotów jak: żelazko, mop, deska do krojenia, nić dentystyczna, krem do rąk, grzebień, pasta do butów.

- gdy widzi na horyzoncie teściową.

- gdy wykonuje czynności takie jak: ubieranie się [słowa moda, kolory - nie istnieją; czy coś może do siebie nie pasować – to motto faceta-ignoranta]; golenie [to trzeba codziennie?]; wyciskanie pasty do zębów [czemu nie można niby od środka?]; mycie naczyń [czemu po jedzeniu, a nie przed?]; wycieranie naczyń [a po co?]; jedzenie [po co mi talerz?].

 

Czemu mężczyzna ignoruje:

- bo inaczej nie umie;

- bo lubi;

- bo tak mu podpowiada instynkt;

- bo został do tego celu stworzony;

- bo w tym jest naprawdę dobry i lubi szpanować.

 

Czego męska ignorancja jest dowodem:

- niczego innego poza tym, że facet to facet :P

„Faceci – ignoranci” – te dwa słowa istnieją niemal łącznie i powinny być używane jako tłumaczenie słowa ‘mężczyźni, chłopy’. Zlepek tych dwóch słów oddaje pełnię znaczenia jedynie gdy wypowiada się go bez przedzielania innymi słowami. Dopuszczalne jest jedynie stosowanie łącznie ze słowem „to”. Zamiennik dla słowa ‘faceci’ również może zepsuć brzmienie i cel wypowiedzi.

 

Jako, że wniosek był generalizacją, to nie należy go odbierać jako prawdy globalnej. Lokalnie bowiem zachowanie mężczyzny może odbiegać nieznacznie od normy. Wszak wyjątek potwierdza regułę. Pewne zaburzenia działania istnieją nawet wśród najlepszych gatunków. Dlatego brakiem ignorancji wśród faceta przejmować się nie należy, nie warto się również tym interesować i poddawać istnienia owego faceta [i jego określonych cech i charakterystyki materiału] pod dyskusję. Może się bowiem okazać, że brak był jedynie czasowy, lub skrywany.

 

Co zrobić gdy facet nie przejawia cech ‘faceta-ignoranta’?

Należy dokładnie sprawdzić czy ubytek danej cechy nie jest jedynie błędem produkcyjnym. W takim wypadku cecha może się uwidocznić w późniejszym czasie, bliżej nieokreślonym. Jeżeli nadal istnieją silne przesłanki wskazujące, że znany nam osobnik męski nie ma cech ignoranta, zastanowić się należy, że osobnik męski jest aby na pewno osobnikiem męskim. Może się bowiem okazać, że osobnik ukrywa nie tyle swoje ignoranctwo [przynależne wszak swemu gatunkowi], ale swoją przynależność gatunkową właśnie pod płaszczem nieudolnego bycia ignorantem.

 

Czy ‘facet-nieignorant’ istnieje?

Wielu słyszało, wielu chciałoby poznać. Ale czy ktoś widział, pozostaje nadal wielką tajemnicą, większą chyba nawet niż Yeti i Wielka Stopa razem wzięte.

 

Co zrobić gdy spotka się na swojej drodze ‘faceta-nieignoranta’?

Hodować i doglądać z należytą starannością, coby nie wymarł jako przedstawiciel najmniej licznej grupy wśród ‘homo sapiens’. No a przede wszystkim pilnować, aby nie uciekł gdzie pieprz rośnie. Jednym więc słowem: udomowić. :)

 

ramzesik : :
cze 08 2009 ZEMSTA
Komentarze: 0

Zemsta daje siłę, gdy sił brak. Zemsta napędza, jest motorem działań, niezaprzeczalnym sensem istnienia w chwilach słabości, kryzysu, w chwilach gdy tego sensu ewidentnie brak. To myśl o zemście sprawiła, że czułam iż mogę jeszcze istnieć. To ona nie pozwoliła mi zwariować. Niemal jak przodowniczka pracy, sprawiała, że każdego dnia wstawałam rano i chcąc nie chcąc ruszałam swe niechętne ciało, by żyć. Sens do życia każdemu człowiekowi jest niezbędny. By się rozwijać, doskonalić, bytować na tym padole, potrzeba mieć dla czego, kogo. Myśl o zemście sprawiła, że mimo braku innych, głębszych celów, miałam ten jeden. Mniej lub bardziej ciekawy, mniej lub bardziej moralny, ale przede wszystkim mój i tylko mój. Taki jaki powinien być, a więc spełniający swoje podstawowe zadanie, dający nadzieję.

Rozmyślania o zemście zaprzątały moje myśli bardzo długo. Nie umiem powiedzieć dlaczego, wiem jedynie, że były mi niezbędne. Budzące się lęki, trwogę i żal trzeba bowiem czymś zagłuszać, a takie coś sprawiało, że czas zaczynał lewitować wokół mej głowy, raz po raz uderzając o nią myślą „zemsta”, niczym obuchem. Taka radosna nutka, podczas dnia pełnego zimnych porywów jesieni. Oczywiście w tym wszystkim najmniej chodziło o czyn. Bo niezależnie od tego jak wiele bym o tym myślała, jak wiele się starała, konkretu żadnego wymyślić nie chciałam. Pragnęłam jedynie umysł mój utopić w chwili tylko mojej, chwili triumfu, zwycięstwa nad tym co już dawno przegrane. Potrzeba zemsty była wielka. Myśl o niej nieustanna. Dlaczego? Czymże sprawiała mi taką ogromną, wewnętrzną przyjemność? Czyż była moralnie uzasadniona? Tak. Nie życzyłam bowiem nikomu źle. Pragnęłam jedynie by to mnie pomszczono, bym ja odniosła sukces, tak wtedy niezbędny do dalszego życia.

Funkcjonować bez nadziei się nie da. Dlatego tak ważna jest ta choćby najmniejsza drobinka myśli mniej pejoratywnej niż zwykle, myśli chłonnej nowych wrażeń, dającej się rozwinąć na czas choć ciupeńkę dłuższy niż dwa mrugnięcia okiem. Okiem, w którym łza pojawia się częściej, niż jakakolwiek oznaka potrzeby życia.

Dla osoby, która nigdy nie odczuwała takiej niechęci, obojętności do świata i własnego istnienia, to wszystko może wydać się głupie, naiwne i dziwne. Człowiek, który jednak przetrwał podobny okres w swoim życiu, na pewno dojdzie do wniosku, że potrzeba zemsty jest wtedy elementem niezbędnym do życia. Jest jedynie słuszna, jedynie ważna. Pojawia się wtedy, gdy na żadną inną myśl sił nie ma. Jest nieustannie, ciągle. Towarzyszy tak długo jak musi. Jest wyjściem bezpieczeństwa, uspokaja. Jest siłą, siłą życiową, wręcz witalną. Jest gdy wolisz nawet by zniknęła. Trwa, ma ciebie, twoje życie pod kontrolą. Zastępuje wszystko inne, wszystkie inne uczucia, potrzeby. Jest rzeczą nadrzędną. Ewidentnie, niezaprzeczalnie jest czymś wielkim. Zemsta jest, bo być chce. Bo ty jej chcesz. Bo ja jej chcę. Bo zemsta jest.

ramzesik : :
mar 30 2009 ...GUSTAW...
Komentarze: 0

Gustaw to niezwykle barwna postać… nawet jednobarwna… aż sama się sobie dziwię, że nie napisałam o nim wcześniej… no ale do rzeczy… aby cofnąć się w czasie do chwili narodzin Gustawa, należałoby przywołać w pamięci chwile szkoły średniej i zacne momenty uczęszczania do LO… Gustaw trafił w me dłonie wprost ze stolicy, jako podarek na otarcie łez… i tak jest ze mną po dziś dzień :) chodził ze mną do szkoły, transportowany na mym plecaku… obraził się jednak po pewnym czasie na ten środek lokomocji, gdy towarzysze jego podróży, zielone kapsle Tymbarka, poczęły zajmować coraz więcej przestrzeni… on twierdził egoistycznie, że jego przestrzeni… gdy więc trawiasta kula, wielkości globusa, naruszyła integralność gustawowego terytorium, ten zrezygnował z bycia członkiem klubu ‘plecak mój’ i rzucił szkołę… po dziś dzień nie zdał matury i obija się, twierdząc, że jest artystą i twórczo dysponuje swoim czasem… obecnie Gustaw ulokował się na mojej lampce biurkowej… i ma mnie na oku gdy siedzę przed komputerem… a więc gapi się na mnie ciągle :P bardzo lubi dotrzymywać mi towarzystwa… jest inteligentny, rozmowny, ma poczucie humoru i bezspornie jest emocjonalnie przywiązany do mnie… to naprawdę cudowny przyjaciel… zawsze wie czego mi potrzeba… zawsze cierpliwie wysłucha… nie wcina się w pół słowa… jego mądrych rad nie da się pominąć, a pomoc w liczeniu projektów jest nieoceniona… to, że Gustaw nie jest magistrem Gustawem wydaje się być jedną z pomyłek świata, takim rzec by można, tajnym spiskiem przeciw niemu… Gustaw lubi te same filmy co ja… i muzyki też słucha tej samej… nie ma zaufania do prognoz pogody, a jego fobią jest padający deszcz… gdy tylko usłyszy krople opadów atmosferycznych uderzające o parapet okienny, poczyna płakać, tupać nogami i krzyczeć… żywi się lodami waniliowymi i czekoladą, a pija wódkę z sokiem pomarańczowym lub colą… to doskonały kompan do picia, nigdy nie odpada pierwszy… nie można jednak mu dawać polewać, bo sam wszystko wypije :) czasami zdarza mu się zapomnieć o dobrych manierach i beka… jego ulubione powiedzonko to: „no baa”… rozdziawia paszczę zawsze gdy coś mu się podoba, na znak, że mu się podoba :) teraz też rozdziawia paszczę :) aa, i mówi, że mam już przestać tyle o nim, bo już ma dość czkania :P

 

Tak więc kolejna odsłona postaci Gustawa nastąpi wkrótce… póki co, niech to wystarczy za taki skromny opis tej jakże wielkiej postaci :D

 

aloha :D

 

ramzesik : :
lut 18 2009 OPIS ŚWINI
Komentarze: 3

Tłumaczenie mojego autorstwa, ze śląskiego na nasze… oryginał napisał jaśnie wielmożny pan Stanisław Ligoń… do tłumaczenia oczywiście dodałam coś od siebie, coby nie było, że tylko zgapiłam :D

 

Świnia, jako, że ma cztery nogi to należy do zwierząt. Do zwierząt należy też koń i pies, ale człowiek już nie, bo nogi ma zaledwie dwie – wniosek: człowiek to roślina. Zapuszcza korzenie, rośnie jak ma dostęp do słońca i żyje powietrzem. No ale wróćmy do świni. Świnia to jest taka maszyna co się zaczyna na przedzie dwiema dziurkami obtoczonymi mięsem, które to nazywa się ryjek. Ryjek to jest świni bardzo potrzebny, bo go wszędzie wpycha, coby coś wywąchać, a gdy już coś wywącha, to zaraz pakuje do pyska. Pysk świni składa się z zestawu zębisk, długiego jęzora, i tego co tam świnia napakuje wywąchanego. Język świni jest ściśle połączony z żołądkiem, który przyjmuje wszystko i jest przeogromny, bo każda świnia ma wielki apetyt i żre cięgiem, dlatego się nazywa świnia, jak każdy inny osobnik, który robi to samo. Całe żarcie jakie świnia w siebie wciągnie, przemienia się u niej na drodze niezwykle skomplikowanego procesu [trawienia] w salceson i kaszankę, kiszki albo żeberka, które są z tego, że świnia żre wszystko, co znajdzie na drodze swego marnego żywota.

Świnia kończy się na zadku małym ogonkiem, którym kręci na wszystkie strony, bo niczego innego robić z nim nie umie. Trudno więc powiedzieć na cóż on świni, pewnie na to samo po co człowiekowi zegarki, łańcuszki, kolczyki. Hmm, ale żeby tak na tyle. No ale nieważne. Lecim dalej. Cała świnia stoi na czterech patykach, które niektórzy bardzo hojnie nazywają nogami. Nogi u świni sięgają od góry, aż do dołu, czyli do samej ziemi. Dzięki nim świnia stoi. Bo tak by tylko lewitowała. Świnia oblepiona jest błotem, pod którym znajduje się skóra, którą świnia jest otoczona, coby się nie rozleciała.

Chłop od świni nazywa się wieprzek, który to nigdy nie wie czemu żyje, aż go nie zakatrupią. Świńska kobieta to maciora, a dziecko od świni to się nazywa prosię. Mordercą świni jest masarz tudzież rzeźnik. Od chwili, od której masarz zabije świnię, to ona już nie żyje. Jednak nie oznacza to końca świńskiego żywota. Ona żyje dzięki swoim organom, oddanym do przeszczepu [czyt. sklepu]. Oczyszczony bowiem [domestosem, płynem do mycia naczyć, lub innym szrubrem] zadek świni to się nazywa szynka, którą każdy [wielce rad] je z apetytem, jak ma na nią kaskę :). Inne kąski od świni sprzedaje masarz na mięso, dzięki któremu robi się milionerem. Do świńskich flaków wpycha masarz mięso i inne odpadki, i to się potem nazywa kiełbasa, którą to ludziska się zajadają i myślą, że jest dobra. Masarz co ją zrobił nigdy jej nie je, bo wie co do niej wepchał. I tak w parówkach lądują świńskie kłaki, w kabanosach zeluwy od butów masarza, a w krakowskiej suchej resztki świńskiego siennika. Lepsze kąski [które nie są kiełbasą] zjada masarz sam, dlatego masarz waży tyle co piętnastu urzędników, albo dwudziestu pięciu robotników razem wziętych. Świnie spotkać można w szlamie i chlewie, na pastwisku i na spacerze, na wsi i w mieście. Nasz kraj jest bardzo bogaty w świnie i mógłby dużo świń wysłać do innych krajów, jednak świnie nie chcą eksportu, bo im u nas dobrze.

Izby, w których mieszkają świnie, nigdy się nie sprząta, dlatego się nazywają chlewikami albo akademikami. Głos jaki wydobywa się ze świni jest podobny do mlaskającego albo chrapiącego człowieka, no i wtedy nie za bardzo wiadomo, kto kogo przedrzeźnia mówiąc na delikwenta świnia.

Świnie są rozmaite: kiedy ktoś jest chciwy i łakomy, to mówią na niego świnia. Jak się dziecko ubrudzi albo upaprze, to mamusia woła na niego „prosię”. Jak ktoś o swojej wierze, albo ojczyźnie źle mówi, to porządni ludzie mówią, że to jest oberświnia [wie ktoś jak to jest po naszemu? Jak tak to dajcie znać]. Jak który nie wie kim jest i się sprzeda za parę złotych, to też gadają, że jest świnia… i tak jest!

 

ramzesik : :
sty 31 2009 ...WYKŁAD...
Komentarze: 4

 

Być może część z was pamięta wykład, który za chwilkę przytoczę… absencja bowiem była na nich niewielka… nie dajcie się zwieść tematyce… owa opowieść była ściśle związana z treścią wykładu… może zabawimy się w mały konkurs?:D zgadujcie czego to miało dotyczyć? :P

 

„można było dostać cholery w latach 70-tych… i… a poza tym w latach 80-tych […[1]]… ale to już, to abstrahując od tego, myśmy zaczęli hodować straszne ilości kur… jak?, bo zwróćcie uwagę, jeżeli w dawnym Związku Radzieckim było 190mln ludzi, jeżeli każdy zjadł jedno jajo z Polski na śniadanie, to 190 mln jaj było potrzebne… więc trzeba było tam pchać ile wlezie… to, to, to… tak samo np. wyobraźcie sobie milion, miliard, 20, 250 czyli półtora miliona Chińczyków[2] i niech se każdy kupi rower, albo co drugi niech, co dziesiąty niech se kupi samochód… zobaczcie co się dzieje… kto im te samochody wyprodukuje? i w Czechach[3]… to są tego typu umiejętności… taka malutka Polska miała raj i mogła te jaja tam sprzedawać… teraz szybko, szybko… więc kura nosi jaja, myśmy z Rosją mieli zawartą umowę tam na Morzu Ochockim, wiecie gdzie to jest… słoneczny Madagam[4], Kamczatka… tam na słoneczny Madagam to tam wysyłali plemienia Jutów[5]… i tak dalej… tam było strasznie… ale tam jest bardzo dobre morze, bo tam strasznie dużo ryb różnego rodzaju, takich podłych gatunków przemysłowych jest… te ryby stamtąd przez Morze Ochockie trafiały do Polski… potem gdzieś tam przez Antarktydę… łowili tego kryla… walki mieli o niego… i… a bo kryl to dar wody… przywozili to… ciach, ciach… smród jak diabli, bo to gniło w takich silosach i tak dalej… trzeba było je co chwila remontować, bo się rozłaziły… i nikt nie wytrzymywał tego wszystkiego… no i te, ta, to[6] wszystko… potem robili paszę dla kur… kury jadły to… bo to był biedny PRL… te jaja śmierdziały tranem… no i takie jaja poszły do Rosji, Rosja się wściekła i jaj śmierdzących tranem z Polski nie brała… bo… nie można było, a bo tym kurom nie było co dać jeść… wyobraźcie sobie takie potężne ilości kur… więc trzeba było kryla na paszę… śmierdzącego i tak dalej… ruskie przestały jajka kupować… i znów był kryzys jajkowy… i tak dalej i tak dalej… ale to były trochę inne czasy… ale, ale… na te śmierdzące tranem jaja… bo, bo, bo tak to wyglądało… świnie też jadły te ryby, tego kryla i te śmierdzące jaja… i tak dalej i tak dalej… no ale… a teraz jedzą zboże, i świnka, że tak powiem jest smaczna… także, także proszę państwa… kryl to jest bardzo ważny element np. w zootechnice… także jak ktoś będzie się budownictwem rolniczym, przemysłowym interesował to będzie miał z tym do czynienia… tam są inne warunki… wilgotności… i czegoś tam jeszcze… ale wróćmy do… do tego… czyli…[7]

 

A na koniec brakuje jeszcze tylko: „a to była durna baba ze Szczecina” [a może Kołobrzegu – już nie pamiętam] :D

 

 

Morał z tego wykładu jest jeden: KRYL to podstawa :D

 

* wykład jest autentyczny… spisany dosłownie na podstawie zapisu dźwiękowego, który w nienaruszonym stanie przechowuję po dziś dzień :D



[1] Wybaczcie, ale nie wiem co się działo w tych latach 80-tych :D dyktafon w tym miejscu zatrzeszczał :P

[2] Czy ktoś umie mi powiedzieć ilu tych Chińczyków w końcu było? Bo mi wikipedia [jedynie słuszna] podaje 1,3mld

[3] Czemu akurat w Czechach? Jakieś pomysły?

[4] Madagam, Magadam – Bóg jeden raczy wiedzieć o co chodziło :D ale wnioskuję, że chyba się rozchodzi o Syberię [takie poetyckie określenie]

[5] Co do tego mieli Indianie to pozostanie tajemnicą chyba na wieki wieków :D

[6] Bossskie :D

[7] No właśnie do czego?

ramzesik : :